środa, 7 sierpnia 2013

Wyprawa na Jaworzynę (5)


Dzień był długi i droga była bardzo długa. Wybraliśmy się na całodniową, pieszą wycieczkę w góry. Szlak biegł od Muszyny przez Złockie (koło cerkwi) w górę na Jaworzynę Krynicką, stamtąd na Runek przez bardzo nasłonecznioną grań do Bacówki pod Wierchomlą, dalej do Jaworzynki i zejście żółtym szlakiem do Szczawnika. Blisko 25 kilometrów.

Jak każda droga, tak i ta na Jaworzynę, odkrywa w człowieku, małym i dużym różne rzeczy. Tych dobrych było zdecydowanie więcej. Prawie nikt nie marudził, dzieci dzieliły się wodą i chlebem (jedzeniem), niosły na zmianę swoje plecaki, czekały na siebie, gdy ktoś zostawał w tyle. Ania, jak dobry Samarytanin, opatrywała stłuczone kolana, naklejała plasterki.

Tuż pod Jaworzyną, a było to w czwartej godzinie marszu podeszła do mnie jakaś dziewczynka (nawet nie pamiętam kto, pot zalewał mi oczy) i ze zdziwieniem powiedziała „proszę pani ja przez całą drogę nic nie mówiłam”. Skoro nie mówiła, to o czym myślała? Bo taka droga niewątpliwie skłania do myślenia.
„Pokładam nadzieję w Panu ufam Jego słowu”. Ta aklamacja przed Ewangelią z dzisiejszych czytań wędrowała ze mną. Były takie momenty, że tylko siłą woli i nadziei, że za zakrętem będzie płaska droga robiłam kolejny krok. Nadzieja mnie nie zawiodła. W Szczawniku jak na zamówienie podjechał kursowy, prawie pusty autobus i zawiózł nas jeszcze siedem kilometrów do Muszyny.
„Wielki jest Pan, potężny i pełen łaski. Alleluja”












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz